środa, 26 sierpnia 2015

Tres

Pierwsze co zrobiłam po wejściu do naszego apartamentu (raz na jakiś czas można zaszaleć, w końcu to mają być wakacje życia) to rzuciłam się na łóżko we wcześniej wybranym pokoju. Mimo, że przespałam cały lot byłam zmęczona. Stop ! Nie przyjechałam tu spać, równie dobrze mogę to robić we własnym mieszkaniu. Postanowiłam dokładnie obejrzeć nasz tymczasowy dom. Był idealny. Przestronny, nowoczesny i przytulny za razem. Ogromny salon z wielgachną kanapą i mega mięciutkim, białym dywanem (trzeba będzie na niego uważać). Spora kuchnia, wprost raj dla May, połączona z jadalnią. Do tego trzy pokoje z łazienkami. Niby podobne, ale każdy był w jakiś sposób wyjątkowy. Dzięki Bogu obyło się bez kłótni przy ich wybieraniu. No i najlepsze wielki balkon z zapierającym dech w piersiach widokiem na plażę i ocean. O tak, zdecydowanie tu będę spędzać najwięcej czasu. Gdy przejrzałyśmy już wszystkie zakamarki zebrałyśmy się w salonie na kanapie.
- Tu jest cudownie, chce tu zamieszkać! - zaczęła Any.
- To dopiero początek - poprawiłam się na kanapie.
- Masz rację, jeszcze tyle przed nami. Chłopcy, plaże, ocean, słońce, imprezy i chłopcy.
- Czyżby przymierzasz się do kolejnego podejścia w szukaniu księcia z bajki? - Tak, tak Any nadal wierzy, że on gdzieś istnieje i czeka na nią na białym rumaku ;P
- Kiedyś go znajdę, zobaczysz. - wystawiła mi swój różowiutki język.
- Szczerze ci tego życzę kochanie.
-Dobra, moje panie dość tego. Może dziś już nigdzie nie wychodźmy. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam ochoty iść gdziekolwiek, podróż zrobiła swoje. Proponuję się rozpakować i wziąć odświeżającą kąpiel. Ja w między czasie ugotuję coś pysznego. Zjemy i obejrzymy jakiś dobry film. Co wy na to? - Mamusia May się w niej obudziła, ale stwierdziłyśmy, że to niezły pomysł i rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Jak "mamunia" kazała, tak też zrobiłam. Zmierzyłam się ze swoimi walizkami. Nie było łatwo, bo moje pakowanie polegało na wrzucaniu do walizek ubrań (na samą myśl o pakowaniu się w drogę powrotną mam ciarki), wszystko więc było poplątanie, wymięte i Bóg wie co jeszcze, ale dałam radę, w końcu nazywam się Dulce. Po tych ciężkich zmaganiach przyszedł czas na nagrodę - kąpiel. Weszłam do łazienki i stanęłam przed życiowym wyborem - prysznic czy wanna? Nie było łatwo. Ostatecznie mimo mojej bezgranicznej miłości do pryszniców (chyba coś o tym wspominałam?), zdecydowałam się na wannę, a co ? Nalałam gorącej wody i zanurzyłam się w puszystej pianie. O tak, lampeczka wina i stąd nie wychodzę. Lampeczki nie było, ale i tak trochę tam posiedziałam. Nienawidzę zimna, więc gdy woda zaczęła robić się chłodna stwierdziłam, że wystarczy tych rozkoszy. Szybciutko ubrałam się w piżamkę i dołączyłam do dziewczyn w kuchni.
- No nareszcie, umieram z głodu ! Możemy już jeść May? - naprawdę tak długo mi to zajęło?
- Jesteśmy wszystkie, więc chyba tak. Dziś specjalnie dla moich pączuszków spaghetti. - czy wspomniałam, że Maite ma zwyczaj przezywania ludzi różnymi nazwami potraw i produktów spożywczych ? Takie zboczenie kucharza...
- Czy usłyszałam spaghetti ?!? - Dlaczego reaguje tak na spaghetti May?? Ponieważ to nie są zwykłe kluski z sosem, to jest poezja. O nie...Wcale nie przesadzam. Nasza kochana kuchareczka sama wymyśliła sos do tego jakże wytwornego dania. To jej ściśle tajny przepis, nawet nam nie chce go pokazać.
- No właśnie ona zrobiła spaghetti, a ty siedziałaś w tej łazience jak głupia ! - wygląda na to, że Any naprawdę jest głodna. Zadarłam ze złym człowiekiem.
- No już Anulka, jakoś ci to wynagrodzę. - uśmiechnęłam się, aby ją jakoś udobruchać. W odpowiedzi zaczęła poruszać brwiami w zabawny sposób, a ja już wiem co to oznacza i czego chce. ZAKUPY!!!
- Kochanie tylko nie to jesteśmy na wakacjach. Wymyśl coś innego. - spojrzałam błagalnym wzrokiem.
- Nie to nie. Możesz darować sobie odzywanie się do mnie bo nie zamierzam odpowiadać. - mała szantażystka...
- Okay, okay niech ci będzie. - no co miałam zrobić ??
- Dziękuję! Wiesz, że cię kocham! - podbiegła do mnie, przytuliła i pisnęła w ten swój charakterystyczny sposób prosto do mojego biednego ucha.
- Maite idziesz z nami. - nie chce przechodzić przez to sama.
- Razem na pewno dacie radę... - oj nie, nie dam ci się wymigać.
- May musisz iść, wybiorę ci coś ekstra. - Any już na samą myśl o zakupach zaczyna świrować.
- No właśnie May będzie super. - Powiedziałam to najbardziej przekonująco jak tylko umiem. Ona musi z nami iść.
- Niech wam będzie... - spojrzała na mnie wrogo, na co uśmiechnęłam się zwycięsko.
Po kolacji zasiadłyśmy wygodnie na kanapie, nalałyśmy wina do lampek i zaczęłyśmy oglądać film wybrany przez Any. Seans się skończył i wszystkie udałyśmy się do swoich pokoi po wcześniejszym życzeniu sobie "Dobranoc". Położyłam się wygodnie w łóżeczku i zasnęłam. Brazylijski sen zaczyna przeradzać się w rzeczywistość.


.............................................................................................................................................................................................
Oto i trójeczka.Mam nadzieję, że choć trochę przypadnie Wam do gustu.
Dajcie znać co myślicie xx

środa, 19 sierpnia 2015

Dos

Kto śmie naruszać mój spokój dobijając się do mojego domu. Mam wolne i mam prawo spać, a nie być napastowana z samego rana. Niestety ten "ktosiek" za drzwiami nie dawał za wygraną. Nie do końca przytomna wygramoliłam się z łóżka i otworzyłam drzwi, w których stał nie jeden "ktosiek", ale aż dwa" ktosie". Otworzyłam swoje oczy szerzej i w końcu dotarło do mnie kto mnie "odwiedził". W progu stały moje dwie przyjaciółki, a to oznacza, że ZASPAŁAM. Zostawiając je w lekkim szoku z krzykiem pobiegłam do swojej sypialni słysząc za sobą, że mam 10 min. Z prędkością światła ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania...A to ciekawe ubrania potrafiłam sobie przygotować, ale nastawić budzika już nie. Tak bardzo logiczne...Wyszorowałam ząbki i rozczesałam włosy. Zabrałam walizki i lekko zdyszana weszłam do samochodu przyjaciółki. Chyba pobiłam nowy rekord w porannym doprowadzaniu się do porządku.
-Co się stało pączusiu ? - zapytała May z udawaną troską w głosie.Oczywiście, że wie co się wydarzyło. Ktoś tu po prostu chce mnie jeszcze bardziej zdenerwować.
- Daj jej spokój, spójrz tylko na nią, nie dobijaj jej. - stanęła w mojej obronie Any.
Wzdychnęłam  tylko głośno w odpowiedzi. Podczas trasy na lotnisko, starałam się pomalować. Przyznam było to nie lada wyzwanie, ale cel został osiągnięty. Na miejscu przeszłyśmy przez wszystkie procedury. W końcu siedząc w samolocie mogłam wrócić do czynności,  która została mi tak brutalnie przerwana, a mianowicie do spania. Może w czasie kiedy śpię opowiem trochę o tych dwóch wariatkach, między którymi siedzę. Tak więc, Any = zakupoholiczka. Umówmy się lubię robić zakupy, ale z nią nikt nie wygra. Ciągle jej powtarzamy, że powinna zamieszkać w centrum handlowym. Pomijając tę jej zwierzęcą naturę ujawniającą kiedy tylko przekroczy próg centrum handlowego jest najmilszą i najbardziej sympatyczną osobą na świecie. Dodajmy do tego, że jest troszeczkę szalona w jak najlepszym tego słowa znaczeniu, z resztą jak my wszystkie. Znamy się odkąd skończyłyśmy 5 lat. Zaczęło się w piaskownicy, kiedy pobiłyśmy się o foremkę. Było na prawdę ostro, w ruch poszły nawet łopatki i grabki. Na szczęście skończyło się tylko piaskiem w oczach. Od tej "bójki" nie odstępujemy się na krok. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że nikt nie zna się nawzajem tak dobrze jak my dwie. Maite z kolei to zapalona kucharka. Mogłaby gotować w każdym miejscu i o każdej porze. Kiedyś zerwała się w środku nocy, bo jak twierdziła przyśnił się jej genialny przepis i musi go jak najszybciej wypróbować. Jest przeuroczą i mega sympatyczną osobą. Zawsze jest kiedy jej potrzeba. W skrócie człowiek - złote serce. Poznałyśmy się w wieku 12 lat na kursie gotowania, na który wysłały mnie i Any nasze wspaniałomyślne mamy twierdząc, że powinnyśmy nauczyć się tego jak najwcześniej. Pozwólcie, że nie będę oceniać tego pomysłu. Byłyśmy kiepskie, co ja mówię byłyśmy fatalne, a May radziła sobie wyśmienicie.Na początku byłyśmy z Any zazdrosne, bo ona była tam prymuską, a my mocno odstawałyśmy od reszty.Myślałyśmy nawet o tym, aby jakoś uprzykrzyć jej życie.Los chciał, że na jednych z zajęć zostałyśmy przydzielone do jednej grupy i tak się zaczęło. Do dziś dzień nie potrafię przyrządzić czegoś wartego uwagi, Any zresztą też. Może i nie nauczyłyśmy się gotować, ale zyskałyśmy swoją osobistą kucharkę i najlepszą przyjaciółkę. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte zupełnie jak siostry. Nie mogłam otoczyć się lepszymi ludźmi i jestem im ogromnie wdzięczna, że ze mną wytrzymują. Nagle obudził mnie głos stewardessy proszący o zapięcie pasów. Przeciągnęłam się leniwie i wykonałam polecenie. Samolot wylądował. Dopiero kiedy z niego wyszłam zdałam sobie sprawę co się dzieję. Jestem w Brazylii, a to będą najlepsze dwa miesiące w moim życiu.


.....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Mamy dwójeczkę.Nie do końca jestem do niej przekonana, ale co mi tam.
Co Wy o niej myślicie ??

środa, 12 sierpnia 2015

Uno

Jeszcze tylko kilka muśnięć ołówkiem i gotowe, nareszcie wolność. Trochę przesadzam, na prawdę kocham swoją pracę. Projektowanie to coś co ubóstwiam od dziecka, ale ostatnie tygodnie dały mi w kość. Przygotowywanie nowej kolekcji to nie lada wyzwanie. Może nie jestem tu żadnym guru czy szefem szefów tylko jednym z projektantów, ale bycie perfekcjonistą czasem wykańcza, uwierzcie. Zaniosłam projekty do naszego mistrza, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w świat tzn. do sklepu kupić coś na kolację. Ale jutro nareszcie wyjeżdżam na zasłużony odpoczynek. Dwa miesiące w Brazylii, żyć nie umierać!! Kiedy wróciłam do domu od razu wylądowałam w moim łóżeczku. Chwilo trwaj wiecznie..... Po długich zmaganiach z samą sobą postanowiłam wstać i wziąć prysznic jak na porządnego człowieka przystało. W sumie mogłabym pod nim stać wieczność. Jedna z najprzyjemniejszych i odprężających rzeczy na świecie - pokłony człowiekowi, który to wymyślił- stoisz i czujesz jak cały ciężar minionego dnia z ciebie spływa, ale dość rozczulania się nad tym cudownym wynalazkiem. Wychodząc z łazienki, w której swoją drogą było jak w saunie- para, którą można by ciąć nożem, była wszędzie- mój świat się zawalił. Marzenia o śnie odeszły w siną dal. Musiałam się jeszcze spakować. Miałam to zrobić dziś rano, tak....Wyglądało to mniej więcej tak: Obudziłam się, stwierdziłam, że zrobię to wieczorem i dalej smacznie sobie spałam. Tyle było z mojego pakowania. Człowiek zawsze chce mi się spać do usług. Zabrałam się do tego w moim przypadku niewykonalnego zadania jedząc jednocześnie moją kolację czyt. kanapki z dżemem i kawunię, żeby nie paść podczas pakowania gdzieś w stercie ubrań. Kucharz ze mnie marny, ale kanapki zrobić umiem. Kiedy dokonałam niemożliwego tzn. spakowałam się, a ściślej ujmując przeniosłam cała zawartość mojej szafy do walizek - tak, tak, problemy wiecznie niezdecydowanego człowieka - wgramoliłam się pod kołderkę i..... głupia kawa, a raczej głupia ja. No to sobie pospałam.... Po odbyciu dość długiej rozmowy z moim mózgiem o tym, że już może iść spać bo nie mam zamiaru być już dziś produktywna i robić cokolwiek udało mi się odwiedzić Morfeusza.


...................................................................................................................................................................
 Mamy jedyneczkę :D
Co myślicie ??